Nie zdarza mi się zbyt często płakać przy czytaniu / słuchaniu książek. Mogę policzyć na palcach jednej ręki takie wydarzenia. A tu płakałam. Nie jestem osobą chodzącą do kościoła, nie uznaję tej instytucji, nie uważam zawodu księży za zawód zaufania publicznego. Świadomie używam tu słowa „zawód”, gdyż nigdy nie spotkałam księdza z powołania, który byłby wzorem dla młodzieży, za którego głosem i mądrością chciałabym podążyć. Gdybym jednak w swoim życiu spotkała księdza Jana Kaczkowskiego lub jemu podobnych, jest duża szansa, że zmieniłabym zdanie. Bo kościół nie ma dla mnie nic wspólnego z wiarą, miłością, szacunkiem i szerzeniem dobra.
Ksiądz Kaczkowski był wyjątkowy, a przez to nielubiany i lekceważony przez swoich zwierzchników. Jego podejście do życia, wiary, ludzi było tym, czym powinni kierować się nie tylko księża, lecz my wszyscy.
„Johnny” to niezwykle wzruszająca opowieść Patryka Galewskiego, recydywisty, który dzięki księdzu Kaczkowskiemu odnalazł swoją drogę w życiu. A to nie jedyna duszyczka uratowana przez księdza Jana.
„Gdyby ktoś mnie zapytał, jaka rzecz jest symbolem moich życiowych wyborów, to odpowiedziałbym, że petarda. Bo moja kariera przestępcy rozpoczęła się od włamania do kiosku z petardami i fajerwerkami. Przez petardy zostałem przestępcą, aż pewnego dnia poznałem kulawego i prawie ślepego klechę, którego najsłynniejszym tekstem jest ten o życiu na pełnej petardzie. Bomba, prawda?”
Patryk opowiedział swoją historię Maciejowi Kraszewskiemu, ten ubrał to w słowa i w ten sposób powstała ta historia niezwykłej przyjaźni przestępcy i księdza. Przyjaźni, która przetrwała mimo wszystkich kłód, jakie życie waliło im pod nogi i trwała do samego końca, dopóki śmierć ich nie rozłączyła.
Z kart tej powieści wyłania nam się postać osoby, która mimo sutanny, potrafiła zjednać sobie przychylność chłopaków z zawodówki, mięśniaków, których zwykle omija się na ulicy ze strachem, zmobilizować ich do pomocy umierającym w puckim hospicjum, które Johnny stworzył od podstaw, i za które walczył całym sobą, niekoniecznie konwencjonalnymi metodami. To również nie przysparzało mu sympatii jego przełożonych.
Bardzo chciałabym mieć jeszcze szansę na spotkanie w swoim życiu takiego człowieka, jakim był ksiądz Jan Kaczkowski, niestety takich ludzi już chyba nie produkują.
Książkę wysłuchałam w formie audiobooka, czytanego przez autora. Wiem jednak, że przy najbliższej mojej bytności w Polsce udam się do najbliższej księgarni i kupię ją w papierze. Muszę ją mieć na półce, chcę do niej wracać. A Was chcę zachęcić do lektury, jestem pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nie zapomnijcie tylko zaopatrzyć się w chusteczki, będą Wam potrzebne!
Tytuł: Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim
Autor: Maciej Kraszewski
Wydawnictwo: Wydawnictwo AGORA
Data wydania: 07.09.2022
Liczba stron: 272
Bardzo zachęciłaś.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. To naprawdę niezwykła książka
Usuń