Przejdź do głównej zawartości

Strefa nudy

 Nowy czytelniczy rok rozpoczęłam od autorki, do której mam wielki sentyment i od kolejnej części serii, którą czytałam wieki temu, a która zawsze dawała mi mnóstwo rozrywki. Czy powrót po latach okazał się równie fascynujący? Czy porucznik Eve Dallas nadal ma ten pazur i zacięcie, które tak kiedyś lubiłam?

Z przykrością muszę przyznać, że w moim odczuciu, bohaterowie nie przetrwali próby czasu. Być może Nora Roberts jako J.D. Robb już się wypaliła? A może winą jest nienajlepszy przekład książki? Strasznie irytujące zwroty, zdania,  miałkie dialogi. Zabrakło tu porządnej korekty.

Postaci, które kiedyś były mi tak bliskie, teraz są dziwnie rozmyte, nieciekawe, nudne wręcz. Eve Dallas zdecydowanie straciła swój pazur, jej mąż Roarke również. Z bardzo dobrej serii nie zostało nic. Zerknęłam na kilka opinii, sporo osób zadaje sobie pytanie, czy to na pewno Nora Roberts? Czy może ktoś piszący na zlecenie, kolejny ghost writer? Powiem Wam, że i ja zadawałam sobie to pytanie. „Strefa śmierci” nie ma tego klimatu, który towarzyszył mi podczas lektury wcześniejszych tomów, nie ma napięcia, nie ma ekscytacji, nie ma tych charakterystycznych ciętych dialogów, humoru, nie ma niczego, co skusiłoby mnie do sięgnięcia po kolejne części. Jest do tego przegadana. Gdyby skrócić ją o połowę, skondensować treść, może czytelnik nie musiałby się tak męczyć.

Skończyłam czytać tylko ze względów sentymentalnych. Gdyby książkę napisał ktoś inny, poszłaby w kąt po kilkudziesięciu stronach.

 

Tytuł: Strefa śmierci

Cykl: In Death | Oblicza śmierci (tom 48)

Autor: Nora Roberts

Wydawnictwo: Świat Książki

Data wydania: 29.09.2021

Liczba stron: 560




Komentarze

  1. Szkoda, że autorka zawodzi. Ja miała ostatnio też książkę tej pisarki i też się zawiodłam .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dwa słowa o dwóch książkach

Witajcie moi kochani, Rozleniwiona mijającymi świętami, nie mam weny, aby tworzyć długie recenzje. Chciałabym jednak zwrócić Waszą uwagę na dwie książki, które ostatnio przykuły moją uwagę. Pierwsza z nich to „Pomornica” Ewy Przydrygi. Kilka zdań o niej poniżej: Pierwsze spotkanie z Ewą Przydrygą uznaję za bardzo udane. Nie wiedziałam czego się spodziewać, tym bardziej zaskoczenie było bardzo miłe. Thriller z klasą, od pierwszych minut zaciekawia i intryguje, potem następuje zręcznie budowane napięcie i już jesteś, drogi czytelniku, w samym środku wydarzeń, już nie chcesz opuścić Przydrygowego świata, zanurzasz się w tej niepewności stworzonej przez autorkę, przyglądasz się wykreowanym przez nią postaciom, czujesz dreszcze w obecności Nastki, chciałbyś pomóc Julii, którą dopada przeszłość i nie wiadomo już, kto jest tym dobrym, a kto złym. Pani Ewie udało się mnie zaciekawić i zaintrygować. Brawo! Tytuł : Pomornica Autor : Ewa Przydryga Wydawnictwo : Wydawnictwo MUZA SA Data premiery :

Młodsza - starsza siostra

Ja wiem, że się powtarzam. Wiem, że to może wyglądać, jakbym się podlizywała autorce, ale ja po prostu nieprzerwanie i bezkrytycznie uwielbiam twórczość Katarzyny Ryrych. Cokolwiek wpada mi w ręce, daje mi tyle radości i przypomina o tym, co w życiu ważne. Dlatego zawsze i wszystkim będę polecać lekturę tego, co wychodzi spod pióra Pani Katarzyny. Z czym spotkamy się w „Wyspie mojej siostry”? Z jakim problemem tym razem autorka nas skonfrontuje? Pippi żyje w świecie trochę innym od tego, który znamy. Kocha kolor niebieski i wszystkie jej ubrania muszę koniecznie być w tym kolorze. Bardzo nie lubi zmian, każda z nich to wielki stres dla Pippi. Jest duża i silna i takie również jest jej serce. Dlaczego, mimo całego dobra, które ją wypełnia, spotyka się z nietolerancją? Bo jest inna, bo urodziła się z zespołem Downa, bo mimo swojego wieku, wzrostu i siły, emocjonalnie jest małym dzieckiem? Ponieważ nie jesteśmy nauczeni, jak żyć z innością? Pippi ma młodszą - starszą siostrę. Mysia – Mary

Szkoda, że cię tu nie ma - recenzja przedpremierowa

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA! Był taki czas, że książki Jodi Picoult były tym, czego szukałam, czego mi było potrzeba, uwielbiałam jej twórczość. Potem coś się między nami popsuło, przestało iskrzyć i jej proza już mnie nie fascynowała. Kiedy dostałam propozycję zapoznania się z najnowszą książką autorki, pomyślałam sobie, ok, spróbuję. Kiedy przeczytałam opis, wystraszyłam się, że nie dam rady przez to przebrnąć. Pandemia koronawirusa to nie jest coś, o czym chcę czytać. Za dużo o tym wszędzie, za świeże to jeszcze, żeby czytać tak, jak się czyta o dżumie czy innej cholerze. Zwłaszcza kiedy z racji swojej pracy, było się w samym centrum tych wydarzeń i do tej pory jeszcze się zmagamy z ich pokłosiem. Zaczęłam czytać, wciąż nie do końca przekonana i gotowa odłożyć lekturę, gdybym jednak nie dała rady. Początek nie był zachęcający, ku mojemu zdumieniu jednak w pewnym momencie dałam się wciągnąć w fabułę i ciężko mi było ją odłożyć. Odnalazłam w tej książce ten charakterystyczny styl autorki