Nie było wielkiej chemii między mną a „Grą w zielone”, nie było tej iskry, brak było efektu WOW. Szkoda, bo lubię twórczość Katarzyny Kieleckiej i również tym razem miałam nadzieję, na lekturę co najmniej bardzo dobrą. Nie udało się niestety, nie znaczy to jednak, że książka była tak do końca zła. Przeczytałam ją wszakże, nie odłożyłam na bliżej nieokreślone „może kiedyś do niej wrócę”, po prostu coś nie do końca zagrało. „Gra w zielone” powinna była wywołać we mnie burzę emocji, a to ze względu na bezmiar nieszczęśliwych bohaterów, borykających się z ogromem problemów. Mamy tu wszystko: uzależnienia od alkoholu czy narkotyków, ciężka choroba, kłopoty rodzicielskie, bunty nastolatków, zdrada małżeńska, długi, hazard itd. No właśnie, tymi problemami można byłoby obdzielić bohaterów kilku książek. Nagromadzenie tylu nieszczęść w jednej sprawia, że kiedy pojawia się kolejny kłopot, czytelnik już tylko przewraca oczami myśli sobie w duchu: Na Boga, co jeszcze! Tak było ze mną, zamiast
Drodzy moi 😊 Zapraszam Was do mojego świata. Świata książek. Będę się z Wami dzielić moją pasją. Znajdziecie tu recenzje książek przeze mnie przeczytanych. Czasami będą to dłuższe relacje, czasami tylko kilka słów, bo nie zawsze mam wenę twórczą 😁 Jedno mogę Wam obiecać z pewnością: będą to opinie szczere, moje i tylko moje. Możecie się z nimi nie zgadzać, jest to dozwolone 😁 Bez książek nie istnieję. Czytam od kiedy pamiętam.